Październik przyniósł falę głośnych premier ze świata fantastyki - od gangsterskich alchemików w Los Angeles po niepokojące pierwsze kontakty na prerii. Trzy tytuły, które ostatnio opisuje The Washington Post, wyróżniają się energią, świeżością bohaterów i mocną narracją, która nie boi się poruszać tematów władzy, tożsamości i kolonializmu. Jeśli szukasz czegoś, co wciągnie, oto przegląd, który może ułatwić wybór. Zaznaczę Wam od razu, że póki co, książki z listy nie są dostępne w polskim przekładzie, aczkolwiek nazwiska autorów są dobrze znane, także można oczekiwać tych książek na naszym rynku w 2026 roku!
Marie Lu wrzuca nas w mroczne, błyszczące zakamarki współczesnego Los Angeles, gdzie alchemia działa jak biznes mafijny, a młode postacie muszą wybierać między lojalnością a przetrwaniem. "Red City" to doprawiona uczuciami, krwawa i stylowa opowieść o przyjaźni i zdradzie, która - choć momentami trzyma w napięciu - przede wszystkim bawi i łamie serce. Wydawnictwo podaje, że książka ukazała się w październiku, a odbiór jest mieszanką zachwytu i krytycznej uwagi wobec tempa narracji.
Daniel H. Wilson serwuje thriller SF, którego akcja toczy się na terytorium rdzennych ludów - opowieść o Voyagerze, tajemniczym obiekcie i łączeniu technologii z prastarymi wierzeniami. Autor, obywatel Cherokee, w rozmowach z prasą podkreśla, że książka eksploruje zderzenie nauki i tradycji, a elementy grozy i technologii mieszają się tu w sposób, który potrafi postawić włos na karku. Książka miała premierę na początku października i już rodzi rozmowy o ekranizacjach.
W kosmicznej skali - kolonizacja, zepsuta terraformacja i bunt - Ashing-Giwa buduje świat, w którym ludzkość musi zapłacić za swoje błędy. To stawka wielka, a narracja skupiona na jednostce pokazuje, że wielkie ciosy polityki najczęściej łamią zwykłych ludzi. Surowo, ale z jednym oparciem: bohaterką, której chce się kibicować.
Październik 2025 to miesiąc, w którym mainstreamowe media literackie (i wydawcy) skupiły się na tomach łączących dobrze opowiedzianą rozrywkę z poważnymi tematami: tożsamość, przemoc systemowa, kolonializm, relacja technologii z kulturą i - po prostu - fascynacja magią w nowoczesnym świecie. Żadna z tych książek nie próbuje być encyklopedią świata (co dla niektórych, w tym i dla mnie, to potężny minus) - wszystkie stawiają na postaci i emocje, a język przypomina czasem opowieść przy ognisku, czasem raport z frontu. Jeśli chcesz wejść w literacki październik bez ryzyka zmarnowanego czasu, te cztery tytuły to świetny punkt startowy.
A Ty - którą z tych książek wziąłbyś na długi wieczór z herbatą (albo czymś mocniejszym)? Wolisz opowieści o magii wpisanej w miejską tkankę, czy raczej zimny dotyk kosmosu? Napisz w komentarzu - od tego zależy nasza kolejna lista lektur.