Werdykt: Kopiuj-Wklej z Duszą

Avatar” to nie plagiat – to remiks z budżetem premium. Jak ktoś, kto wziął przepis na szarlotkę, dodał brokat, dym i trzy rodzaje lukru, po czym krzyknął: „ Nowy deser! Edycja 3D!”. I my to kupujemy. Dwa razy. Z popcornem i kubkiem świecącym w ciemności. Bo niezależnie, czy śpiewa Pocahontas, czy krzyczy Neytiri, przekaz jest ten sam:  Ziemia (albo Pandora) jest piękna, dopóki człowiek nie postanowi jej naprawić.
 

A Ty Jak Myślisz?

Czy „ Avatar” to tylko „ Pocahontas” po siłowni, czy może film, który wycisnął z tego motywu wszystko, co się dało (i jeszcze trochę CGI)? Daj znać w komentarzu – i napisz, czy też masz czasem ochotę przyłączyć się do Na’vi, bo przynajmniej oni nie płacą rachunków za prąd i nie mają problemów z Wi-Fi. 

Pocahontas z Pandory, Czyli Kopiuj–Wklej w Wersji Premium

Rozłóżmy oba filmy na części pierwsze, a różnice okażą się głównie… kosmetyczne. W „ Pocahontas” - Nowy Świat, muszkiety, kolonie i szczypta imperializmu. W „ Avatarze” – Pandora, mechy bojowe, kontrakty korporacyjne i ton betonu w dżungli.
Zasada ta sama: „ przyjechaliśmy, więc to nasze.
 

"Oba filmy kończą się tym samym morałem, tylko z innym budżetem"

 
Pocahontas rozmawia z drzewami i kolibrami, Neytiri – z routerem natury zwanym Drzewem Dusz.
John Smith to blond odkrywca z moralnym zawieszeniem, Jake Sully – były żołnierz, który zamiast karabinu dostaje niebieskie ciało i nowy zestaw egzystencjalnych problemów. Zamiast szopów śpiewających o przyjaźni – 6-oczne pantery i Ikrany, które raczej nie zatańczą, ale za to zjedzą cię z godnością. A morał? Ten sam: „ Szanuj naturę, bo ona ci tego nie zapomni”. Disney robi to piosenką i pastelami, Cameron – efektami za pół budżetu NASA.
Gdyby zamiast „ Avatara” posadził drzewa, mielibyśmy już nowy las deszczowy.
 

Archetyp, Inspiracja Czy Po Prostu Brak Pomysłu?

Nie oszukujmy się – ta historia jest starsza niż Hollywood. To mit o Prometeuszu, kolonializmie i człowieku, który zawsze pcha się tam, gdzie nie powinien. Cameron zrobił po prostu update archetypu:
Człowiek kontra natura, człowiek przegrywa moralnie”, dopisując: „ + CGI + 3D + ekologiczny morał”. I działa. Bo choć wszyscy wiedzieliśmy, jak to się skończy, siedzieliśmy w kinie jak zahipnotyzowani.
To trochę jak z chipsami – wiesz, że to niezdrowe, ale i tak zjadasz do końca.
 
„Avatar” czy „Pocahontas”? Dwie historie, jedna fabuła. Sprawdź, kto od kogo ściągał, czemu Hollywood kocha recykling własnych pomysłów i dlaczego wciąż dajemy się na to nabrać.
 

Miłość w Trybie „na kablu”

John i Pocahontas mieli klasyczny romans między kulturami. Jake i Neytiri? Poszli o krok dalej: miłość ponad różnice gatunkowe, tlenowe i kablowe.
Romantyczne połączenie przez bio-interfejs? Może i tak. Trochę dziwne? Oj, bardzo. Ale przyznajmy – miało więcej chemii niż połowa par z Marvela.
 

Eko-przebudzenie w Wersji Blockbuster

Po „ Pocahontas” chciało się wyjść do lasu, przytulić drzewo i zaśpiewać o kolorowym wietrze (nikt nie pamięta drugiej zwrotki). Po „ Avatarze” - przytulić drzewo mocniej, przeprosić je za plastik i obiecać, że od jutra pijesz tylko przez metalową słomkę. Oba filmy kończą się tym samym morałem, tylko z innym budżetem: Nie bądź człowiekiem, który rżnie drzewa dla zysku. W „ Pocahontas” – duchy natury się obrażają. W „ Avatarze" natura odpowiada neonowym gniewem i eksplozją w Dolby Vision. Jakby Ziemia powiedziała: „ Kochani, próbowałam rozmowy. Teraz przemówi moje drzewo.

POPKULTUROWE DÉJÀ VU

Thea Sinesis

Porównała dla Was:

04 listopada 2025

Avatar Vs. Pocahontas – Najbardziej Ekologiczne Déjà Vu Hollywood [Popkulturowe DÉJÀ VU)

„Hej, Przecież To Już Było!”

 
Nie wiem jak Ty, ale czasem włączam coś „ nowego” i czuję, jak mój mózg drapie się po głowie: „ Zaraz... czy ja tego już nie widziałam?” Dokładnie tak było z „ Avatarem”. Zaczyna się epicko - planeta, błękitne światło, muzyka jak z trailera o ratowaniu świata – a potem… déjà vu. W pewnym momencie miałam ochotę sprawdzić, czy przypadkiem nie włączyłam czegoś innego na Disney+. Bo wszystko wyglądało dziwnie znajomo zamiast wiewiórek i śpiewających drzew – 3-metrowe niebieskie stworzenia z kablami we włosach.
 
Zamiast złotych kolczyków i pióropuszy – bioluminescencyjne tatuaże i USB do drzewa życia.
Tak, moi drodzy: " Avatar” to „ Pocahontas” po siłowni, na dopalaczach i w wersji IMAX 3D. Z tą różnicą, że zamiast rzeki śpiewającej o kolorach wiatru mamy eksplozję w Dolby Atmos i Camerona krzyczącego z reżyserki: „ Więcej CGI, błagam!
 
„Avatar” czy „Pocahontas”? Dwie historie, jedna fabuła. Sprawdź, kto od kogo ściągał, czemu Hollywood kocha recykling własnych pomysłów i dlaczego wciąż dajemy się na to nabrać.
 

Hollywood i Jego Comfort Food

Hollywood też ma swoje comfort food. Jedni pieką szarlotkę po raz setny, inni – kręcą ten sam film w nowych dekoracjach. Motyw „ biały facet odkrywa, że może jednak nie powinien podbijać świata” to filmowy klasyk starszy niż niejedna wytwórnia.
Wystarczy zmienić scenerię, dodać egzotyczny lud, odrobinę romansu – i mamy gotowy przepis na kolejny hit. W „ PocahontasJohn Smith uczy się, że może nie warto strzelać do drzew i że miłość do natury bywa silniejsza niż proch strzelniczy. W „ AvatarzeJake Sully – dawny żołnierz, teraz niebieski influencer duchowości – odkrywa, że bycie „ jednym z naturą” to nie hashtag z Bali, tylko sposób życia (z końcówką ogona w gniazdku). Obaj przechodzą tę samą przemianę: z facetów „ tu dla misji” w facetów „ tu dla niej”.A przy okazji odkrywają, że może to jednak my jesteśmy potworami.
 

"Pocahontas rozmawia z drzewami i kolibrami, Neytiri – z routerem natury zwanym Drzewem Dusz"


Przepis Na Blockbuster Wg Jamesa Camerona

James Cameron to człowiek, który potrafi wziąć najbardziej oklepany przepis i sprzedać go za pół miliarda dolarów. Jego recepta? Garść ekologii (najlepiej w kolorze neonowym), łyżka duchowości rodem z folderu „Inspiracje z Bali”, szczypta romansu międzygatunkowego i litr efektów specjalnych, które pochłoną budżet trzech mniejszych krajów. Wymieszaj, dopraw nostalgią i voilà - „Avatar”. To magia Camerona: bierze coś, co już widzieliśmy, i sprawia, że i tak otwieramy portfel, kupujemy bilet IMAX 3D, a potem wracamy na drugą część, przekonani, że „tym razem będzie nowa historia. Spoiler: nie była.

Ale nie szkodzi. Do kina nie idziemy dla fabuły. Idziemy, by zobaczyć świecące meduzy, które płyną jak nasze marzenia o urlopie, i konie, które łączą się z drzewem przez złącze HDMI.

A lion's face emerges from dark shadows.
Już niedługo kolejny artykuł w stylu „ Popkulturowe déjà vu”:
 
Stranger Things i duch lat 80.” – czyli jak Netflix sprzedaje nam naszą nostalgię z VHS-owym filtrem i czyni to tak skutecznie, że chcemy znów nosić jeansowe kurtki i słuchać Walkmana.

Zapowiedź kolejnego "POPKULTUROWEGO DÉJÀ VU"

Telefony komórkowe - wybierz na Ceneo.pl

Dołącz do Discorda Niezbadanych Krain, by rozmawiać z innymi fanami, brać udział w konkursach i zawsze być na bieżąco! 

 

"Gildia Niezbadane Krainy"

pink and black hello kitty clip art

Zgoda czy totalny sprzeciw? Czekamy na Twój werdykt w komentarzu!

ZOBACZ RÓWNIEŻ:

arrow left
arrow right

NAPISZ DO NAS: niezbadanekrainy@gmail.com

ODWIEDŹ NAS: