Na WorldConie 2025 padło pytanie, które odbiło się echem w całym fandomie fantasy. George R.R. Martin – autor „Pieśni Lodu i Ognia” – usłyszał od fana:
Publiczność wybuczała prowokatora, media obiegły nagłówki o chamstwie, ale w polskim internecie… pojawiła się fala poparcia.
WorldCon to największa, najbardziej prestiżowa impreza miłośników fantastyki na świecie. To tutaj spotykają się legendy gatunku i tysiące fanów, by wspólnie świętować literaturę, kino, gry i kulturę. W tym roku – w Seattle – panel The Shifting Landscape of Epic Fantasy przyciągnął tłumy. Na scenie zasiedli m.in. Robin Hobb, Rebecca Roanhorse, Ryan Cahill, Brandon Sanderson i oczywiście George R.R. Martin, autor sagi, która zmieniła oblicze współczesnej fantasy.
Wszystko przebiegało w normalnym rytmie, aż do momentu, gdy mikrofon dostał jeden z fanów. Zamiast typowego pytania o bohaterów czy inspiracje, padło zdanie, które ściągnęło ciarki na plecy obecnych:
Reakcja była błyskawiczna: sala zawrzała buczeniem, paneliści spojrzeli po sobie z zakłopotaniem, a Brandon Sanderson od razu zaprzeczył („Not me”). Martin próbował zbyć pytanie półuśmiechem, ale atmosfera zgęstniała. Zdarzenie natychmiast obiegło media – od GamesRadar i Kotaku, przez ComicBook, aż po WinterIsComing.net. Wszyscy podkreślali to samo: presja fanów wobec Martina jest ogromna, ale takie pytania to przekroczenie granicy zwykłego szacunku.
Frustracja fanów nie wzięła się znikąd. „Taniec ze smokami” – ostatnia wydana część sagi – trafił na półki w 2011 roku. Od tego czasu minęło 14 lat. „Wichry zimy”, czyli szósty tom „Pieśni Lodu i Ognia”, nieustannie przesuwają swoją premierę w czasie. Martin co roku pisze na blogu, że „pracuje nad książką”, że „napisał kolejne rozdziały”, ale konkretnej daty nie podaje nigdy.
W międzyczasie autor zdążył opublikować Ogień i krew, współtworzyć seriale, pisać opowiadania i angażować się w kolejne projekty. Tymczasem fani od ponad dekady czekają na kontynuację głównej historii. Nic dziwnego, że nerwy puszczają – choć to, co stało się na WorldConie, pokazuje, że czasem frustracja przeradza się w brak taktu.
Co ciekawe, gdy temat trafił do polskiej sieci, reakcje były zaskakująco odmienne od tych z sali w Seattle. Sprawdziliśmy co w trawie piszczy i zadaliśmy na Redditowym r/ksiazki i w dyskusji na Wykopie jakie jest zdanie polskich fanów na temat tej sytuacji. Większość komentujących… poparła pytającego fana.
Z wpisu na Wykopie:
„No skubany, jednak trochę zbyt mocno przywalił w tego Martina, jak na nasze...”
W komentarzach posypały się opinie:
@vateras131: „Było nie lecieć w kulki z czytelnikami. Taniec ze smokami miał premierę 14 lat temu.”
@inkill: „On wie, że lepiej nie dokańczać. Koniec może komuś przypaść do gustu lub nie… Lepiej zejść ze sceny niepokonanym, niż rozczarować ze względu na zbyt duże oczekiwania.”
Owszem, pojawiały się też głosy bardziej wyważone:
„Tak się nie mówi do człowieka, nawet jeśli jest się sfrustrowanym. To jego dzieło i jego decyzja.”
„Możemy się wkurzać, ale to wciąż jego saga. On zdecyduje, czy i kiedy ją skończy.”
*Reddit to serio dobre wykopalisko opinii ludzi na jakiś temat
Jednak to redditowa społeczność potraktowała pisarza oschlej! Na naszą zaczepkę "Pytanie nie na miejscu do George’a R.R. Martina o „Wichry Zimy”? odpowiadali:
@KupalaBumbala napisał: "To George przegina z tym że nie pisze"
Nasza Refleksja – Frustracja Kontra Szacunek
Nie da się ukryć: Martin od lat gra na nerwach swoim czytelnikom. „Wichry zimy” stały się literackim odpowiednikiem „Duke Nukem Forever” – wszyscy czekają, żartują, a nadzieja miesza się z rozczarowaniem. Frustracja jest w pełni zrozumiała.
Ale…Czy naprawdę trzeba mówić komuś prosto w twarz, że umrze? Zwłaszcza publicznie, na oczach setek ludzi? To już nie wyraz emocji, lecz zwykła nieuprzejmość.
Owszem, można wskazywać przykład Roberta Jordana i Sandersona. Tyle że Jordan zostawił obszerne notatki i sam wybrał swojego następcę. Martin wielokrotnie podkreślał, że nikt nie ma prawa dokończyć jego dzieła. I to jest jego wybór.
Tak, irytuje nas, że książki nie powstają w tempie, którego byśmy chcieli. Ale to jest opowieść Martina, jego twórczość, jego historia. A naszym zadaniem – choć trudnym – jest uszanować to, że może nigdy nie dostaniemy zakończenia, o którym marzymy.
Historia z WorldConu pokazuje coś ważnego. Fandom fantasy to wspólnota pełna pasji, ale też emocji, które łatwo wymykają się spod kontroli. W Seattle padło pytanie, które – choć wyrażało skrywaną przez lata frustrację – zostało wypowiedziane w sposób raniący i nietaktowny.
W Polsce reakcje okazały się inne – bardziej szczere, bardziej dosadne, często popierające samego fana, choć nie zawsze jego formę. Być może to różnica kulturowa: my częściej mówimy wprost, nawet jeśli to boli.
Ale jedno jest pewne: George R.R. Martin, mimo wszystkich opóźnień, dał światu jedną z najważniejszych sag fantasy naszych czasów. I nawet jeśli nigdy jej nie skończy, zasługuje na coś więcej niż buczenie, oskarżenia czy życzenie śmierci.
Bo w końcu – czy naprawdę chcemy być tymi fanami, którzy swojego ukochanego pisarza żegnają w ten sposób?