Nie każda gra sci-fi musi walić blasterami i błyskać cyborgami. Ambrosia Sky, zaprezentowana podczas Summer Game Fest 2025, udowadnia, że nawet w futurystycznej oprawie można opowiadać o żałobie, wspomnieniach i oczyszczeniu – dosłownie i w przenośni. Projekt powstaje w studiu Soft Rains, które tworzą twórcy Skyrim, Fallouta i Valoranta, ale tym razem oferują coś znacznie bardziej... osobistego.
*Swoją drogą nie macie wrażenia, że ten trailer jest jakiś taki... niedorobiony? 13 FPS-ów... albo umyślny zabieg
Gracz wciela się w Dalię – kobietę, która wraca na swoją skażoną planetę. Nie po to, by walczyć, lecz by oczyścić ją z pasożytniczego grzyba. Cała rozgrywka opiera się na mechanicznym myciu środowiska, co brzmi jak PowerWash Simulator w kosmosie… ale tylko na pierwszy rzut oka. Każda oczyszczona powierzchnia odsłania fragmenty przeszłości – urwane rozmowy, miejsca znaczące emocjonalnie, a nawet wspomnienia zmarłych. W efekcie gracze nie tylko „czytają” świat – oni go odkrywają na nowo. A eksploracja przypomina tu raczej Metroid Prime, z jego powolnym zagłębianiem się w obce, organiczne światy, niż typowe „open worldy”. Przychodzi mi również do głowy podobieństwo do schematu znanego z Prince of Persia, gdzie wraz z naszą towarzyszką-księżniczką pozbywaliśmy się zarazy z różnych dzielnic krainy i tym samym poznawaliśmy piękno tejże krainy... kurcze, pamiętam zakończenie i mimo, że ta część obyła się bez większego szumu, to dla mnie było to jedno z najpiękniejszych zakończeń w historii gier.
Wracając... mechanika podróży po Ambrosia Sky nie ogranicza się do jednego globu – to pełnoprawne „universe hopping” z przeskakiwaniem między stacjami orbitalnymi, podziemnymi kapsułami i zarośniętymi ruinami dawnej cywilizacji. Nie brakuje też dynamicznych sekwencji: walka (o ile można to tak nazwać) opiera się na użyciu żywiołów – ognia, prądu i oczywiście wody – a dzięki silnikom grawitacyjnym poruszanie się w stanie nieważkości nabiera płynności znanej z Prey (2017). Ale nawet wtedy gra nie traci swojego medytacyjnego rytmu – tu każda akcja ma znaczenie, każdy gest to mikro-opowieść. Jak zauważył Greg Harrison, odpowiedzialny za muzykę: „To historia o tym, że w próbie oczyszczenia świata, oczyszczamy też siebie”.
*Bądź co bądź dla introwertyka to raj na ziemi...
Wizualnie i narracyjnie projekt czerpie garściami z literatury nowego weird fiction. Twórcy nie kryją inspiracji Jeffem VanderMeerem, autorem Unicestwienia, oraz Becky Chambers, znaną z ciepłych, humanistycznych opowieści w przestrzeni kosmicznej. Ambrosia Sky ma być właśnie takim mostem – łączącym egzystencjalną refleksję z science fiction wysokiego lotu. Jednocześnie nie brakuje tu elementów audiowizualnej uczty: oprawa dźwiękowa wykorzystuje m.in. harfy szczękowe (jaw harp), a świat wygląda, jakby wymalował go Ridley Scott. Mimo braku daty premiery, już teraz wśród społeczności Twittera wrze. Fani określają grę jako „powerwash dla duszy”, a niektórzy widzą w niej „pierwszą grę medytacyjną z fabularną głębią na poziomie literatury”.
Czy Ambrosia Sky będzie pierwszą grą sci-fi, która naprawdę dotknie czegoś w środku? Zamiast kolejnej apokalipsy, dostajemy subtelny świat, który chce nas czegoś nauczyć – być może czegoś o nas samych. A Ty – czy jesteś gotów oczyścić nie tylko planetę, ale też siebie?
Ishamael