Jeśli kiedykolwiek zastanawiałeś się, jak wyglądałby film zrobiony z samych cytatów o miłości znalezionych na
Instagramie – oto odpowiedź. "
Na samą myśl o tobie" to dwie godziny wzdychania, patrzenia w dal i mówienia rzeczy, które mają brzmieć głęboko, ale brzmią raczej jak reklama świec zapachowych. To film, który udaje
emocjonalny rollercoaster, choć w rzeczywistości jedzie na kółkach od supermarketowego wózka.
"Niespodziewana" Miłość Od Pierwszego Wejrzenia
Główna bohaterka,
Maggie, to kobieta po przejściach, czyli po jednym zawodzie miłosnym i trzech kubkach latte. W jej życiu pojawia się
Sam – człowiek, który ma więcej spojrzeń niż kwestii dialogowych i najpewniej został stworzony w laboratorium do roli „
wrażliwego mężczyzny z tajemnicą”. Ich spotkanie jest tak przypadkowe, że aż widać, jak scenarzysta przesuwał pionki na planszy.
Film stara się być romantyczny, ale wychodzi z tego emocjonalne karaoke – wszystko, co „
powinno” się wydarzyć, wydarza się, tylko bez melodii. Jest deszcz (oczywiście w slow motion), jest dramat (ale taki ładny, z filtrem sepia), jest nawet scena, w której ktoś biegnie na dworzec – bo, jak wiadomo, żadna miłość nie może się spełnić bez pociągu i odjeżdżającej lokomotywy.
Emocje Na Autopilocie
Dialogi brzmią, jakby pisał je ktoś, kto nigdy nie rozmawiał z drugim człowiekiem, a scenariusz tak bardzo boi się ciszy, że nawet westchnienia mają ścieżkę dźwiękową. Emocje są tu jak sztuczne kwiaty – ładne, trwałe i absolutnie pozbawione życia.
A wszystko to podlane wizualnym lukrem. Każde ujęcie wygląda jak z reklamy biżuterii – światło miękkie, tło rozmazane, a bohaterowie zawsze ustawieni tak, żeby kamera przypadkiem uchwyciła ich „
wewnętrzny ból”. Nawet gdy płaczą, to tak, by tusz się nie rozmazał, a włosy wciąż miały objętość. To nie film o miłości, to film o tym, jak pięknie można wyglądać, cierpiąc.
"(...)To film, który nie wymaga zaangażowania – wystarczy patrzeć, uśmiechać się w odpowiednich momentach i pozwolić, żeby wszystko rozmyło się w pastelowej poświacie szczęśliwego zakończenia(...)"
Nie pomaga też tempo akcji –
przez pierwsze 40 minut dzieje się tyle, co w kolejce po paczkę w paczkomacie. Potem niby coś rusza, niby pojawiają się konflikty, ale rozwiązują się szybciej niż tabletka musująca w szklance. Każde trudne uczucie zostaje wygładzone, każde nieporozumienie kończy się rozmową przy winie i muzyką, która zdaje się szeptać: „
nie martw się, wszystko będzie dobrze, bo to film”.
Urok Banału w Pastelowym Wydaniu
A jednak, paradoksalnie, coś w tym wszystkim działa. Może to magia prostoty – ten rodzaj filmowego banału, który oglądasz z lekkim wstydem, ale też z pewnym poczuciem komfortu. Bo w świecie, gdzie prawdziwe emocje są skomplikowane, dobrze jest czasem włączyć coś, co daje gotową receptę na szczęście:
piękni ludzie + przypadek + muzyka = miłość. To równanie może i jest przewidywalne, ale działa od lat.
Czy "
Na samą myśl o tobie" zapisze się w historii kina? Nie. Ale może zapisać się w twoim wieczorze jako tło do pizzy, wina i delikatnego przewracania oczami. To film, który nie wymaga zaangażowania – wystarczy patrzeć, uśmiechać się w odpowiednich momentach i pozwolić, żeby wszystko rozmyło się w pastelowej poświacie szczęśliwego zakończenia.
Czyli, jakby nie patrzeć –
klasyka gatunku.