W oczekiwaniu na w najlepsze sci-fi ostatnich lat - przynajmniej z nadziejami, że takowym ów film będzie, sprawdź: W Końcu Film Sci-Fi, na Który Warto Czekać! - przyglądamy się kandydatowi, który walczy o statuetkę tego najgorszego. Kosmici atakują, ale widzowie uciekają z seansu. Najnowsza ekranizacja klasyka H.G. Wellsa, zrealizowana w nietypowym stylu, zaliczyła historyczną wpadkę, dobijając do rzadkiego, zerowego wyniku na portalu Rotten Tomatoes. Co poszło nie tak? Czy to tylko pech, czy celowy akt sabotażu artystycznego? Sprawdźmy co w internecie piszczy!
*Nie no, sam trailer to jakiś majstersztyk. Ja chyba nigdy jeszcze nie widziałem tak paskudnego CGI
Wygląda na to, że ostatnie tygodnie przyniosły nam nie lada sensację, choć nie taką, jakiej oczekiwaliby fani science fiction. Najnowsza adaptacja „Wojny światów” z raperem i aktorem Ice Cube’em w roli głównej wylądowała na Prime Video z hukiem – a konkretnie z 0% pozytywnych recenzji na popularnym portalu Rotten Tomatoes. Co ciekawe, na platformie wideo film ten i tak zdołał trafić do TOP 10, co tylko potwierdza, że ciekawość bywa silniejsza niż zdrowy rozsądek. Krytycy nie zostawili na produkcji suchej nitki, porównując ją do niesławnego „The Room” Tommy’ego Wiseau, a co poniektórzy poszli nawet dalej, nazywając ją „najgorszym filmem 2025 roku”. To nie jest typowa, łagodna recenzja, to publiczna egzekucja.
Jednym z najbardziej zaskakujących i dyskutowanych aspektów filmu jest jego konwencja. Cała akcja rozgrywa się w formacie „screenlife”, co oznacza, że oglądamy wydarzenia przez pryzmat ekranów komputerów, smartfonów i innych urządzeń. Ten nietypowy styl został, jak tłumaczy syn Ice Cube’a, wymuszony przez okoliczności – film kręcono w szczycie pandemii COVID-19. Problem w tym, że to, co mogłoby być ciekawym eksperymentem, stało się „torturą”, jak to ujął jeden z krytyków z „Variety”. Wykorzystanie tej techniki, zamiast budować napięcie, po prostu zmęczyło widzów, którzy przez 90 minut musieli oglądać Ice Cube’a gapiącego się w ekran, nieporadnie udającego przerażenie, co przypomina bardziej wideokonferencję niż apokalipsę.
To, co szczególnie zdegustowało fanów i recenzentów, to nachalny product placement. Akcja filmu jest usiana reklamami Amazona, Microsoftu, a nawet Tesli. Jeden z fanów na Reddicie napisał: „Zakończenie filmu to po prostu jedna wielka reklama Amazona”. Recenzenci z „The Telegraph” posunęli się nawet do stwierdzenia, że „jedyną oszałamiającą rzeczą w tej adaptacji H.G. Wellsa jest fakt, że w ogóle ujrzała światło dzienne”. Czy zaangażowanie tak uznanych aktorów, jak Ice Cube i Eva Longoria, miało być tylko lukratywnym projektem pobocznym, a nie ambitnym filmem? To pytanie pozostaje bez odpowiedzi, ale wielu uważa, że to cyniczny ruch, mający na celu wykorzystanie znanych twarzy do wypromowania produktu, który sam w sobie nie ma żadnej wartości artystycznej.
*Widzicie lewy górny róg? No właśnie...
Społeczności na Reddicie, zwłaszcza na forach r/scifi i r/badMovies, dosłownie wybuchły dyskusją. Komentarze wahają się od złości po komiczny szok. „Ten film jest tak zły, że oglądanie go sprawiało mi fizyczny ból” – napisał jeden z użytkowników. Inny dodał: „Myślałem, że to będzie «tak zły, że aż dobry» film. Myliłem się. To po prostu zły film, na każdym możliwym poziomie”. Pojawiły się również głosy sugerujące, że film jest tak absurdalny, że wręcz zabawny, jakby był niezamierzoną parodią. Fani wyśmiewają się z „koszmarnego” CGI, nielogicznej fabuły i niezręcznego aktorstwa, które zdaje się parodiować poważne kino katastroficzne. Wiele komentarzy wyraża też litość – nie dla postaci, a dla samych aktorów, którzy musieli brać w tym udział.
Ten przypadek budzi wiele pytań. Czy tak niskiej jakości produkcje, z dużymi nazwiskami i potężnymi studiami w tle, są nową normą? Czy tak wygląda przyszłość filmów produkowanych w pośpiechu i bez duszy, z jedynym celem, jakim jest generowanie zysków z reklam? W dobie streamingu, gdzie liczy się ilość, a nie jakość, to pytanie staje się coraz bardziej palące. W obliczu krytycznej klęski film znajdzie swoje miejsce w panteonie kultowych „guilty pleasures” i filmów „tak złych, że aż kultowych”?
A Wy co o tym myślicie? Zaryzykujecie seans, by przekonać się, czy opinie krytyków i fanów są słuszne? Dajcie znać w komentarzach!