To: Witajcie w Derry (pierwszy odcinek)
Andy Muschietti
Platforma:
HBO
Rok Produkcji:
2025
Długość:
53 min (Odcinek)
Gatunek:
Horror
Niektóre potwory nigdy nie znikają. Czasem tylko czekają na moment, by powrócić – a Derry, jak się okazuje, wciąż ma swoje sekrety. "To: Witajcie w Derry" to długo wyczekiwany prequel filmów „To” Andy’ego Muschiettiego, którego pierwszy odcinek zadebiutował wczoraj w kinach, a dziś można go już obejrzeć na HBO. Serial przenosi nas z powrotem do miasteczka, które zna każdy fan Stephena Kinga – miejsca, gdzie klaun Pennywise siał grozę, a dzieciaki z Klubu Frajerów stawały naprzeciw czystego zła.
Pierwszy odcinek wprowadza nas w świat lat 60., czyli czasów na długo przed wydarzeniami z filmów. Poznajemy chłopca, którego historia staje się osią odcinka, a wokół niego zaczynają się dziać rzeczy… niepokojące. Choć wszyscy czekali na klauna w czerwonych szelkach, tym razem twórcy postanowili zagrać na zwłoce – Pennywise się nie pojawia (przynajmniej nie wprost).
Uważne oko jednak wychwyci subtelne znaki – dziwne uśmiechy, nienaturalne oczy w tle, zęby błyskające w cieniu. To wszystko sprawia, że nawet bez obecności klauna czuć jego oddech gdzieś w mroku.
Ten zabieg wydaje się celowy – nie pokazując wszystkich kart na starcie, serial skutecznie podsyca ciekawość. To działa. Bo choć nie poczułem prawdziwego strachu (a raczej obrzydzenie w jednej scenie, która z powodzeniem mogłaby trafić do „Terrifiera”), to klimat Derry wrócił w pełnej krasie.
Znów mamy grupkę dzieciaków wyrzutków, znów czujemy ich bezsilność wobec dorosłych i okrutnego świata, znów to oni muszą zmierzyć się z czymś, czego nikt inny nie dostrzega.
W tle pojawiają się ciekawe wątki poboczne, jak choćby tajemnicze działania wojska w okolicach miasteczka. To może być trop prowadzący do wyjaśnienia, skąd w ogóle wzięło się zło w Derry – coś, czego filmy jedynie dotykały. Zakończenie odcinka zostawia widza z pytaniem i lekkim dreszczem niepokoju, dokładnie tak, jak powinno.
Pod względem realizacji serial trzyma poziom – miasteczko wygląda znajomo, zdjęcia są pełne charakterystycznej mgły i melancholii, a muzyka idealnie buduje napięcie. Widać, że Andy Muschietti, tym razem jako producent wykonawczy, pilnował, by duch oryginału został zachowany.
Choć pierwszy odcinek nie dostarcza typowego horroru i nie ma w nim Pennywise’a w pełnej krasie, to jednak to Derry, które znów żyje i kusi tajemnicą. Jeśli kolejne odcinki pójdą w stronę powolnego odkrywania źródła zła, zamiast prostych jump scare’ów – może to być coś naprawdę dobrego.
„To: Witajcie w Derry” nie straszy tak jak oryginalne filmy, ale buduje napięcie i klimat w sposób bardziej subtelny. To powrót do świata, w którym zło czai się pod powierzchnią codzienności – i nawet bez klauna w kadrze wciąż czujemy, że on tam jest.
Ja na pewno zostaję w Derry na dłużej.
Historia rozwija się powoli, ale z wyczuciem. Brak klauna w pierwszym odcinku to odważny ruch, który buduje napięcie, choć chwilami fabuła mogłaby przyspieszyć
Dzieciaki z Derry znowu są w centrum – wyobcowani, zagubieni, ale prawdziwi. Czuć ducha oryginału
Czuć więź i strach, który dopiero zaczyna kiełkować
Zdjęcia, światło i muzyka robią robotę – Derry wygląda mrocznie, mgliście i nostalgicznie. Każdy kadr przypomina, że to świat Stephena Kinga
Prequel bez Pennywise’a to świeży pomysł, ale sam schemat „dzieci kontra zło” już znamy. Serial nadrabia klimatem i atmosferą
Derry z lat 60. jest świetnie odwzorowane – senne, duszne, pełne tajemnic. Widać, że to miejsce ma historię i swoje mroczne sekrety
Odcinek nie straszy, ale trzyma w napięciu
Nie jest to horror, po którym nie zaśniesz, ale to solidny początek, który dobrze rozstawia pionki na planszy
Nie było jump scare’ów, nie było klauna – a i tak czuć klimat Derry. Jeśli kolejne odcinki utrzymają poziom, to będzie co oglądać
Pierwszy odcinek „To: Witajcie w Derry” nie wywraca gatunku do góry nogami, ale skutecznie przypomina, dlaczego tak kochamy ten świat – za klimat, tajemnicę i tę duszną atmosferę małego miasteczka, w którym zło czai się pod powierzchnią codzienności. Jeśli kolejne odcinki pokażą więcej zła, a w końcu i samego Pennywise’a – to może być jedna z ciekawszych horrorowych premier tej jesieni.