Miało być „slow burn”, a momentami jest „slow i nic się nie dzieje”. Napięcie rozłazi się w szwach
Ciekawi na papierze, ale na ekranie podejmują takie decyzje, że ręce opadają
Ben i Susan próbują coś ugrać, Callahan ma potencjał, ale całość ginie w chaosie
Niby duszne kadry robią robotę, ale wampiry to totalny kicz
Fajny pomysł Kinga, ale filmowe wykonanie nie dowozi
Salem’s Lot ma klimat, tylko szkoda, że wszystko inne go psuje
Odwaga, wspólnota, walka ze złem… no tak, ale ciężko to brać na serio przy takich wampirach
Bywa ciężko, tempo i kicz skutecznie wybija z rytmu
Zamiast klimatycznej ekranizacji dostajesz horror, który momentami jest bardziej parodią niż grozą
Potencjał był, ale wyszło średnio. Raczej dla fanów Kinga, którzy chcą odhaczyć kolejną ekranizację
Dla widzów z dużą cierpliwością, którzy lubią klimacik małego miasteczka… i nie przeszkadza im, że wampiry wyglądają jak z jarmarku.
Tytuł: Miasteczko Salem Nazwa naparu: „Herbata Rozczarowania”
W trakcie seansu – żeby łatwiej przełknąć kicz.
Smakuje jak książka Mony Kasten – lekko, ale z nutką czegoś, co sprawia, że chcesz więcej
Dlaczego ta herbata?
Bo ten seans zostawia ci w ustach posmak goryczy – niby coś było, ale jednak nie to, na co liczyłeś.
Thea Sinesis