(Ocena końcowa filmu pod rekomedatorem)
(Dalsza część recenzji pod ilustracją)
KLIKNIJ OBRAZ 👆
-
REŻYSER: Jon M. Chu.
Chaotyczna historia przykryta brokatem, która nie wie, dokąd zmierza
Elphaba z potencjałem bez realizacji, Glinda przesłodzona do granic, reszta statystuje
Przyjaźń i konflikty rozwiązujące się jedną piosenką, zero konsekwencji
Plastikowy, przecukrzony Oz, który wygląda bardziej sztucznie niż powinien
Powtarzanie dobrze znanych motywów bez żadnego świeżego twistu
Pełen jaskrawych kolorów, ale pusty w środku
Rozmyty moralitet, który gubi się pod warstwą cukru
Dużo migających scen, ale niewiele, co naprawdę przejmie
Pięknie zapakowany spektakl bez magii
Wielkie oczekiwania, mały efekt
„Wicked: For Good” próbuje być widowiskiem, ale brakuje mu serca, ciężaru i odwagi, by powiedzieć cokolwiek własnym głosem. To film, który świeci jasno – ale światłem lampki z supermarketu, a nie prawdziwej magii.
KLIKNIJ OBRAZ 👆
KLIKNIJ OBRAZ 👆
KLIKNIJ OBRAZ 👆
KLIKNIJ OBRAZ 👆
Tytuł: Wicked: For Good Nazwa naparu: „Cukrowa Iluzja”
Idealna podczas seansu, żeby dodać mu trochę smaku, albo jako tło do wieczoru, w którym chcesz poczuć magię - taką, której sam film nie dostarczył.
Herbata zostawia po sobie większe wrażenie niż niejedna kluczowa scena „Wicked: For Good”.
Dlaczego ta herbata?
Bo - tak jak film - wygląda efektownie, pachnie słodko i obiecuje magię, ale im dłużej obcujesz z jej aromatem, tym bardziej widzisz, że to głównie stylowa dekoracja z minimalną głębią. Widzisz piękno, ale nie czujesz ciężaru. Idealne odzwierciedlenie tego, co robi „Wicked: For Good”.
Thea Sinesis