Avatar: Fire And Ash
Avatar
James Cameron
Niezbadane Krainy
Publicystyka
Minął pierwszy weekend od premiery trzeciej części sagi Jamesa Camerona. Choć liczby w box office tradycyjnie robią wrażenie, a technologia zapiera dech w piersiach, wśród fanów narasta dyskusja: czy w pogoni za epickim rozmachem nie tracimy tego, za co pokochaliśmy Pandorę?
"Avatar: Fire and Ash" wszedł do kin z ogromnym impetem. W pierwszy dzień wyświetlania film zarobił na świecie blisko 136,9 mln dolarów, a prognozy na cały weekend otwarcia oscylują w granicach 350–380 mln dolarów. Wszystko wskazuje na to, że film lada chwila zwróci twórcom 400 mln dolarów kosztów produkcyjnych i zacznie przynosić dochód. To wynik imponujący, choć nieco niższy niż w przypadku "Istoty Wody".
Krytycy są podzieleni (ok. 68% pozytywnych recenzji), chwaląc film za odważniejsze podejście do narracji, podczas gdy widzowie (91% na Rotten Tomatoes) po raz kolejny dali się porwać wizualnej magii. Cameron udowodnił, że "trójka" to film dojrzalszy, ale jednocześnie rodzący pytania o przyszłość serii.
James Cameron w ostatnich wywiadach nie kryje entuzjazmu wobec kolejnych rozdziałów. Reżyser potwierdził, że "Fire and Ash" to zaledwie wstęp do wielkich zmian, jakie czekają nas w "Avatarze 4" (planowanym na 2029 rok).
W czwartej części czeka nas 8-letni skok w czasie. Cameron zdradził, że nakręcił już sporą część materiału z młodymi aktorami, by "zostali dziećmi na ekranie", zanim dorosną w rzeczywistości. Wprowadzony w "trójce" Lud Popiołu (Ash People) pod wodzą bezwzględnej Varang (w tej roli Oona Chaplin) pokazuje, że Na’vi nie są wyłącznie pokojowymi strażnikami natury. Cameron chce eksplorować ich gniew, nihilizm i odejście od duchowości Eywa. Nie wiem jak Wam, ale nie podoba mi się ten aspekt jak cholera. Znowu lecimy w strone "uczłowieczania" innej rasy, Na'Vi zostaną spłyceni do prymitywnych ludzi. Czy właśnie to chciałem zobaczyć?Wątpię.
Mimo że technicznie "Fire and Ash" przewyższa swoich poprzedników, wielu fanów - w tym ja (moją recenzję przeczytacie pod: Śmierć Dzikości. Jak „Avatar: Fire And Ash” Ostatecznie Zabił We Mnie Nostalgię) - zaczyna dostrzegać niepokojący trend. Trzecia część jest bez wątpienia solidnym kinem, a w wielu aspektach (dynamika, stawka emocjonalna) wypada nawet lepiej niż "Istota Wody". Jednak z każdym kolejnym filmem coraz mniej czuć w tej serii naturę.
W pierwszej części Pandora była żywym, oddychającym ekosystemem. Jako widzowie czuliśmy się jak odkrywcy, dla których każdy bioluminescencyjny liść był cudem. To właśnie ta nierozerwalna więź z przyrodą była fundamentem, dla którego pokochaliśmy ten świat.
Dziś Pandora staje się przede wszystkim areną politycznych konfliktów i wojennych potyczek. "Ogień i popiół" są wizualnym majstersztykiem, ale wydają się służyć raczej budowaniu spektaklu niż pogłębianiu relacji z planetą. Choć "trójka" to świetny film, to wciąż "nie to" - brakuje tego pierwotnego zachwytu nad naturą, który w 2009 roku zmienił nasze postrzeganie kina sci-fi.
James Cameron zapowiada, że jeśli wyniki finansowe będą satysfakcjonujące (a na to wskazują prognozy), Avatar 4 i 5 domkną sagę, przenosząc nas w zupełnie nowe rejony planety - od pustyń po regiony polarne (czyli żółte i białe Na'Vi, dzień dobry). Pytanie tylko, czy po drodze nie zgubimy duszy Pandory na rzecz coraz bardziej efektownych wybuchów.
KLIKNIJ OBRAZ 👆
KLIKNIJ OBRAZ 👆
KLIKNIJ OBRAZ 👆